Pary pozamykane w domach, skazane na własne towarzystwo 24 godziny na dobę. Wielokrotne lockdowny i długie kwarantanny miały – zgodnie z przewidywaniami – radykalnie zwiększyć liczbę rozwodów. I faktycznie tak się stało – np. we Włoszech, gdzie było ich więcej o 60 proc. Tymczasem w Polsce, jak odnotował ZUS, rok 2020 upłynął pod znakiem zmniejszonej liczby rozwodów. Czy to oznacza, że w 2021 r. będzie ich więcej, czy może polskie małżeństwa lepiej poradziły sobie z trudami pandemicznej rzeczywistości?
Pandemia sprzyjała rozwodom
W ostatnich latach w Europie rozwodzi się coraz więcej osób. Pandemia, która z całą mocą wybuchła na Starym Kontynencie w marcu 2020 roku tylko uwydatniła ten trend. Powód? Prozaiczny: pary zaczęły spędzać znacznie więcej czasu razem.
– Zamknięcie w jednym miejscu nie dawało niezbędnego dla wielu „wentyla bezpieczeństwa” w postaci wyjść do pracy czy innych aktywności bez obecności partnera. Małe sprawy urastały do rangi problemów nie do rozwiązania, które dodatkowo pogłębiały stare rany. Nie można zapominać też o czynniku gospodarczym. W trakcie pandemii ludzie tracili pracę, zamykano ich biznesy. Zaczęły nawarstwiać się problemy natury psychicznej, nastąpiła eskalacja domowej przemocy – tłumaczy Marek Czyżewski, wspólnik punktów mediacyjnych Nowy-Etap.pl
Liczba rozwodów we Włoszech o ponad 60% wyższa
Garść statystyk? Włochy, które – szczególnie w pierwszym etapie pandemii – ucierpiały najbardziej, odnotowały wzrost wskaźnika rozwodów o 60%. Według danych statista.com, przed pandemią we Włoszech rozwodziła się prawie co druga para. Dodatkowo zmalała tam też liczba zawieranych małżeństw.
W innych krajach jest dość podobnie, choć jeszcze nie wszędzie opublikowano oficjalne i pełne dane. W Wielkiej Brytanii ośrodki rozwodowe przyjęły ok. 8% więcej petycji rozwodowych, co może sugerować, że samych rozwodów również będzie więcej. Z innych brytyjskich danych wiemy, że to kobiety w roku epidemicznym częściej inicjowały rozwody. To wzrost z 60% do 76%. Natomiast wiodąca brytyjska firma prawnicza Stewarts, w okresie od lipca do października 2020 roku, odnotowała wzrost zapytań rozwodowych o 122% w porównaniu z tym samym okresem przed pandemią. W wywiadzie dla stacji BBC, Carly Kinch z brytyjskiej kancelarii Stewarts zaznacza jednak, że to nie 2020 rok może być rekordowy w kwestii rozwodów, a kolejny – już po zakończeniu lockdownu.
Dlaczego ludzie mogą rozstawać się częściej dopiero w kolejnych miesiącach? Zdaniem Kinch niektórzy na tyle obawiali się samotności, że wybrali trwanie w związku; po zniesieniu obostrzeń mogą już natomiast… zacząć randkować. Część partnerów nie chciało też rozbijać swoich związków w momencie choroby czy utraty pracy przez współmałżonka, a gdy sytuacja się uspokoiła mogą już nie odwlekać nieuniknionego.
„Ugodowe rozwody” – jest ich coraz więcej
Ciekawy trend zauważono również w USA. Do tej pory, w Stanach Zjednoczonych, aż 90% spraw rozwodowych rozstrzygano w sposób ugodowy. Wydawałoby się, że ten wskaźnik nie może urosnąć, ale w okresie pandemii wzrósł aż do 98%. Wynikało to m.in. z utrudnionego dostępu do postępowań sądowych.
Chiny, kraj w którym wszystko się zaczęło, również przeżywają falę rozwodów i to mimo tego, że
władze znacznie utrudniły procedurę rozwodową. Z Kraju Środka płyną jednak również i pozytywne wieści w kontekście utrzymania trwałości małżeństwa. Epidemia SARS-COV2 nie jest przecież pierwszą, z którą się tam mierzono. W latach 2002-2003 w Hongkongu przepytano część mieszkańców, którzy przeżyli epidemię Sars. Rok po wydarzeniach nadal utrzymywał się u nich podwyższony poziom stresu, więcej osób zachorowało na depresję i cierpiało na inne choroby o podłożu psychicznym. Jednak aż 60% ankietowanych stwierdziło, że chciałoby jeszcze bardziej wzmocnić relację z rodziną i przyjaciółmi i zdecydowanie bardziej zależy im na uczuciach członków rodziny.
Liczba rozwodów w Polsce. Statystyki zadziwiają
W Polsce przed pandemią – według danych Eurostatu – rozstawało ok. co trzecie małżeństwo. Trend z roku na rok był zwyżkowy. W luty Główny Urząd Statystyczny opublikował z pozoru zaskakujące dane. Według wstępnych szacunków, w Polsce w minionym roku, rozwiodło się około 51 tysięcy par małżeńskich, czyli o około 14 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Trzykrotnie częściej rozwodzili się mieszkańcy miast niż wsi. W Polsce zanotowano również znaczny spadek separacji – z ok. 1500 w 2019 roku do zaledwie 700 w minionym, epidemicznym roku. Warto przypomnieć jednak, że każdego roku notuje się nieliczne przypadki zniesienia separacji, czyli powrotu do małżeństwa, jednak większość małżeństw pozostających w prawnej separacji wnosi o rozwód.
– Zauważalne w 2020 roku spadki w liczbie orzeczonych rozwodów i separacji mogą wynikać między innymi z ograniczeń i restrykcji wdrażanych w związku z COVID-19, w tym obostrzeń sanitarnych (dotyczących organizacji ślubów i wesel) oraz czasowo ograniczanej działalności sądów, a tym samym z odwoływania rozpraw rozwodowych i o separację – komentuje przedstawiciel punktów mediacyjnych Nowy-Etap.pl.
Czyżewski podkreśla, że obostrzenia epidemiologiczne również wpłynęły na dostępność innych ekspertów, którzy bywają przydatni w trakcie procesu rozwodowego.
– Nie chodzi tylko o sędziów i prawników. W ostatnich miesiącach korzystanie z pomocy mediatora było utrudnione, a coraz więcej par się na to decyduje. Ludzie planujący rozwód często chcą spotkać się też najpierw z agentem, aby oszacować wartość swoich nieruchomości. Nierzadko chcą też skonsultować się z psychologiem. O to wszystko w 2020 roku było zdecydowanie trudniej – przypomina Czyżewski.
Mało rozwodów, ale mało też ślubów
Szacuje się, że Polsce w 2020 roku zawarto ponad 145 tysięcy związków małżeńskich, czyli o ponad 38 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Tu powód wydaje się oczywisty. Polacy nadal chętnie chcą dzielić dzień ślubu z rodziną i licznym gronem przyjaciół.